Bim Bamm!
Świąteczna panika czasem dopada dorosłych. O matko, rodzina z małym dzieckiem przyjedzie, a w domu nie ma żadnego prezentu dla malucha. Można pobiec do okolicznego kiosku i zakupić dziesiąte kredki, setną kolorowankę albo zadbać o próchnicę kupując ciastka, czekoladki czy gumy. Jest też lepsze rozwiązanie – wycieczka do Empiku, nawet takiego w małej miejscowości. Tam trzeba odnaleźć półkę z grami planszowymi, a na niej…
Patrzycie, patrzycie i widzicie memory, i memory, i memory. Otrząsacie się. To w końcu dla małego dziecka, w Agricolę jeszcze nie zagra. Poza tym ono nie ma w domu takich gier, a jeśli ma to na pewno nie tak dużo jak Wy. Wzrok pada w końcu na stosy pudełek z zielonym kotem. Na dole zgrabnego, małego pudełeczka widnieje lisek. Tak, to właściwy wybór. Teraz napiszę dlaczego.
Wykonanie jest bardzo solidne. Grube kartoniki ze zwierzątkami zwiastują ich trwałość, karty są zwykłe, ale dzieci nie trzymają ich w ręku, więc nie będą narażone na szybkie zużycie, do tego woreczek strunowy zapewni porządek w pudełku. Grafiki są świetne. Zwierzątka przyciągają uwagę, choć pies wygląda trochę strasznie i moje dziecię nazwało go wilkołakiem. Humorystyczna, wyraźna kreska cieszy wzrok. Jest też niewielka instrukcja okraszona ilustracjami, przykładami, a najważniejsze informacje są wyboldowane. W sam raz dla niewtajemniczonych rodziców, by ułatwić im studiowanie zasad. W sam raz by rzucić okiem gdy coś umknie z pamięci.
Zasady gry są bardzo proste. Tak łatwe do zapamiętania, że młodsze rodzeństwo złapie je w mig od starszego, a starsze po 1 turze z rodzicami. Dzieci w wieku przedszkolnym bez problemu rozumieją sposób układania pola gry: po 4 kartoniki w rzędzie, zawsze tym samym kolorem ramki do góry. Sprytniejsze dzieci ułożą sobie zwierzęta w skupiskach, tak by 3 kartoniki z każdego rodzaju były koło siebie. Im lepiej będziecie znali grę, tym rzadziej na taki proceder pozwalajcie. Zapewni to żywotność grze, poczucie, że jednak taka łatwa ta gra nie jest, no i wysiłek dla umysłu będzie większy. Mali gracze rozumieją także pozostałe zasady: każdy gracz otrzymuje 1 kartę ze zwierzakiem, choć z ukrywaniem jej przed innymi jest czasem problem; karta wskazuje na zwierzę, które trzeba odkryć na planszy w liczbie 5 sztuk (zaczyna się od 3 widocznych); ruchy wykonuje się na zmianę i polegają na odwróceniu na drugą stronę 1 z kartoników. Jeśli graczowi uda się odkryć 5 kartoników z właściwym zwierzęciem, to otrzymuje punkt i odwraca 2 kartoniki z właśnie co zdobytym zwierzęciem. Każda pomyłka kończy się utratą punktu, co znacznie wpływa na emocje dzieci. Gra toczy się do zdobycia 3 punktów. Ciekawostką w tej odmianie memory jest kartonik specjalnych akcji. Zamiast odwracać zwierzę, gracz może wymienić posiadaną kartę ze stosem lub z innym graczem. Rozumienie sensu tego kartonika młodszym przedszkolakom sprawia kłopot, dlatego rzadko z niego korzystają. Dzieci 6-7 letnie już nie mają kłopotów z zastosowaniem kartonika wymiany, który może być nawet formą negatywnej interakcji.
Wrażenia są jak najbardziej pozytywne. Bim bamm to kolejna wariacja mechaniki memory, wyeksploatowanej na wszelkie możliwe sposoby. W niczym to jednak dzieciom nie przeszkadza, bo gra jest naprawdę bardzo udana. Dzieci młodsze i starsze chętnie do tej gry siadają. Nawet dorośli przy niej się nie nudzą. Jest to gra spostrzegawczości i refleksu: trzeba szybko reagować wykrzykując nazwę zwierzęcia wcześniej niż inni, w końcu mogą mieć taka samą kartę. Gra wymaga skupienia przez cała rozgrywkę, bo w turach innych graczy mogą zostać odsłonięte pożądane przez nas kartoniki. Zaś ciągłe ich przekładanie czyni tę grę dość dynamicznym memory, w dodatku na tyle wymagającym, by zmuszać umysł do ciągłego zapamiętywania, a jednocześnie, dzięki powtarzającym się wyraźnym motywom (kilka takich samych zwierząt), nie zniechęcając. W grze znajduje się bardzo lubiany przez dzieci motyw ukrytego celu (zakryte karty) i przy sprytnej grze, nawet w wariancie 2-osobowym rozgrywka przebiega bardzo ciekawie. Warto również wspomnieć, że ten wariant zabrania odwracania kartonika ze zwierzęciem, które przyniosło punkt przeciwnikowi. To ograniczenie ma duże znaczenie dla przyjemności gry. Młodsze dzieci nie odczuwają negatywnej interakcji, skupiają się przede wszystkim na swoich zwierzątkach i jeśli odwrócą coś przeciwnikowi, to raczej w sposób nieświadomy. Starsi gracze, gdy tylko zorientują się jaki cel ma przeciwnik, wtedy świadomie odwracają odpowiedni kartonik.
Można zadać pytanie czy ta gra nie znudzi się, gdy dzieci nauczą się jakie zwierzęta są po drugiej stronie kartoników z czarną ramką. Nie sądzę by się tak stało. Po pierwsze dlatego, że do zdobycia punktu potrzebne jest 5 kartoników danego zwierzątka. Po drugie, każdy gracz gra pod siebie, więc bez przeszkód może obrócić pożądany przez nas kartonik. Po trzecie, trudno jest zapamiętać, jakie zwierzęta są z obu stron kartoników, mając do wyboru np. 3 prawie identyczne świnki z czarną/białą ramką.
Jedyne co mi w tej grze brakuje, a przynajmniej w polskim wydaniu, to połączenia tytułu gry z jakimkolwiek elementem mechaniki.
Grę przekazało wydawnictwo: