Jurassic Snack – ostre ząbki T-rexa
Spod rąk Bruno Cathali wyszło sporo gier różnego kalibru, w tym 7 cudów świata, Pięć plemion, Cyklady czy Kingdomino. Gry dla różnych odbiorców: doświadczonych graczy, rodzinnych, ale też dla dzieciaków. Wszystkie skrojone na miarę i bardzo przyjemne. Z racji członkostwa w kapitule wybierającej Grę roku dla Dzieci miałam przyjemność zagrać w kolejną jego grę – Jurassic Snack.
Śmieję się, że gdyby nie dzieci, to nie poznałabym wielu wartościowych gier z prostą i niebanalną mechaniką oraz pięknym wykonaniem. Gdyby nie dzieci, ominęłoby mnie obserwowanie ich reakcji, uczestniczenie w ich rozwoju przy użyciu ciekawych narzędzi, rozstrzyganie sporów, przyjmowanie na siebie ich euforii po wygranej lub obrazy po przegranej. Ich narzekania, zachwytów, pomijania zasad, a nawet paskudnego oszukiwania. Nauczyłam się również tworzyć własne handicapy, modyfikować zasady na potrzeby grup, wykorzystywać gry lub ich elementy podczas nauki m.in. matematyki. Granie z dziećmi to naprawdę dobrze wykorzystany czas.
Jurassic Snack to gra, która bardzo spodobała się mnie i mojej córce. To tytuł przeznaczony dla 2 osób – w sam raz na szybką partyjkę dziecko-rodzic, wnuczka-babcia, siostra-brat itp. Polecana jest dla dzieciaków od 7 roku życia, ale myślę, że spodoba się nie tylko takim młodym graczom. Dajcie je swoim rodzicom czy dziadkom, to zobaczycie, że dla nich też będzie bardzo atrakcyjna, mimo, że mogą początkowo opierać się grze z dinozaurami.
Po pierwsze – wygląd
Dla dzieciaków na pierwszym miejscu stoi atrakcyjność wizualna. Gdy wpadnie im coś w oko, to trzeba to mieć. I męczą, i jęczą, a rodzic rozważa czy się ugiąć, czy przedstawić dziecku jakieś powalające argumenty. Przy Jurassic Snack nie należy się opierać. Tematyka jest bardzo chwytliwa, bo przenosi graczy do czasów prehistorycznych, do świata rządzonego przez dinozaury. W parze z tym idzie atrakcyjna oprawa graficzna planszetek, żetonów i pionków – dużych, plastikowych figurek diplodoków i tyranozaurów. T. rex powinien być przerażający, ale córka stwierdziła, że on się śmieje i w dodatku z tego śmiechu za brzuch się trzyma. Interpretacja bardzo przypadła mi do gustu.
Planszetki łączy się ze sobą bokami w kwadrat lub jakikolwiek inny układ. Na 8 polach umieszcza się po 4 Diplodoki w 2 kolorach, każdy należący do innego gracza. Na pozostałych polach umieszcza się zasłonięte żetony trawy, wprowadzające do gry dodatkowe efekty i dające na koniec gry punkty zwycięstwa. To właśnie o te żetony gracze będą konkurować. Przy planszy umieszcza się 2 figurki T-rexów. Gra po rozłożeniu przyciąga wzrok i powiem wam, że pionki dinozaurów to w odbiorze dzieciaków strzał w dziesiątkę.
Po drugie – zabawa
Swobodna zabawa dinozaurami? Świetny pomysł, ale nie o taką mi chodzi. Rozgrywka daje graczom mnóstwo przyjemności i cieszy ich niezmiernie. Celem gry jest zdobycie jak największej liczby punktów za zdobyte żetony trawy lub przepędzenie z pastwiska wszystkich Diplodoków przeciwnika. Dwa sposoby na wygraną podnoszą wartość tej gry.
Gracze rozgrywają swoje tury naprzemiennie do momentu, gdy na planszy nie będzie żetonów trawy, Diplodoków przeciwnika lub przez 2 kolejne tury gracze nie zdobędą żetonów trawy lub nie przepędzą Diplodoka. W swojej turze gracz wykonuje 2 akcje, w dowolnej kolejności i kombinacji. Może:
- przesunąć swojego Diplodoka,
- przesunąć T-rexa.
W mechanice ruchu figurek podoba mi się nawiązanie do bardzo lubianej przez mnie łamigłówki ThinkFun Pete’s Pike. Ruch pionka odbywa się w pionie lub poziomie, a zakończyć go może krawędź planszy, dowolny inny pionek, żeton trawy. Z racji obecności na polu gry 2 rodzajów pionków (graczy i neutralnych) jest między nimi pewna różnica. Diplodok zatrzymany żetonem trawy staje na jego miejscu, a gracz natychmiast rozpatruje efekt żetonu. Żeton pozostaje u gracza, by przynieść mu punkty (1-3) na koniec gry. T-rex zatrzymany przez Diplodoka zastępuje go, a pionek Diplodoka wraca do właściciela poza pole gry.
Zdobyte żetony trawy przynoszą graczom różne korzyści. Pozwalają na: dołożenie do pola gry własnego Diplodoka, podejrzenie żetonów trawy na wybranej planszetce pastwiska, przenieść dowolnego Diplodoka lub T-rexa (będącego na planszy) na puste pole planszy, usunięcie 2 żetonów z planszy bez ich podglądania, zastąpienie własnego Diplodoka T-rexem spoza planszy. Ta ostatnia akcja to jedyny sposób na wprowadzenie do gry T-rexów. I jak dla mnie to najważniejszy efekt tej gry, bo od momentu jego zastosowania zaczyna się prawdziwa bitwa na planszy.
Po trzecie – ostra gra
Przykro mi, skończyła się zabawa. T. rex na planszy oznacza koniec przyjemnego skubania trawy. Analiza pola gry, pod kątem maksymalnego wykorzystania 2 akcji do zdobycia żetonów trawy, to już przeszłość. T. rex sprawia, że do głosu dochodzi negatywna interakcja, mocne działanie na szkodę przeciwnika, próba osiągnięcia bezwzględnego zwycięstwa czyli usunięcie wrogich Diplodoków z planszy. Ze spokojnej rozgrywki robi się pełna napięcia gra z jedną myślą w głowie: „czy zdążę zebrać ostatni żeton trawy zanim T. rex mnie nie przegoni” oraz „do kogo będzie należał ostatni ruch tyranozaurem”.
T-rexy wchodzą do gry w różnych momentach, co wynika z losowego odkrycia odpowiednich żetonów trawy. Może to być początek, ale też koniec gry. Zauważyłam, że jednak dzieciom zależy na zdobywaniu punktów, starają się więc nie ruszać tyranozaura przez jakiś czas. Młodzież i dorośli lubują się w walce o wszystko albo nic, więc zależy im na szybkim pojawieniu się tej figurki na polu gry. W pojedynkach rodzic-dziecko trzeba utrzymywać równowagę między zbieractwem a łowiectwem. W jednym z pojedynków z córką nie tknęłam T-rexa do momentu, aż córka sama nie zaczęła przepędzać moje diplodoki. Do ostatniego żetonu byłyśmy mocno spięte, bo zaczęła się walka o wszystko albo nic. Na szczęście przemyślane ruchy sprawiły, że zebrałam ostatni znacznik trawy zanim dopadł mnie T-rex. Wygrałam kilkoma punktami, choć też musiałam dziecku wyjaśnić, że do przegranej przyczyniło się zdobycie 2 pustych żetonów.
Tej grze smaku dodają również akcje związane z odkrywaniem żetonów. Efekty wykorzystuje się maksymalnie dla swoich korzyści: podgląda się żetony blisko swoich diplodoków, przestawia się diplodoki w miejsca bogate w żetony, narodziny też muszą odbyć się we właściwym miejscu, wulkan na pewno zniszczy żetony w pobliżu figurek przeciwnika, a T-rex wyląduje w miejscu, gdzie łatwo będzie przepędzić diplodoki. Z tego korzystają oczywiście obie strony pojedynku. W świadomej grze nie ma litości.
Jurassic Snack to bardzo ładnie wydana gra logiczna dla dzieci od 7 roku życia. Choć jest bardzo krótka (zamyka się w 15 minutach), to nie jest banalna. Owszem, sporo w niej losowości związanej z odkrywaniem żetonów, jednak to dzieci bardzo cieszy i sprawia, ze każde ma szansę na wygraną. Atrakcyjność mechaniki opiera się na konieczności optymalnego wykorzystania swoich 2 akcji w turze, tak, by za każdym razem diplodok coś zdobył lub by przepędził diplodoka przeciwnika. Przy ubywających żetonach z planszy jest to coraz trudniejsze do zrealizowania, a pod koniec gry dzieciaki odczuwają związane z tym duże napięcie. Może się zdarzyć, że w trakcie gry nie pojawi się żaden T-rex – co jest możliwe podczas usuwania żetonów z planszy żetonem wulkanu – i dzieciakom jakoś tak lżej na duszy. Rozgrywka jest bardzo przyjemna, dzieciaki są grą zachwycone, dorośli też się mocno angażują w grę. Mechanika oferuje emocje i poczucie dobrze spędzonego czasu. Bardzo polecam ten tytuł dla dzieciaków!
Grę przekazało wydawnictwo:
Link BGG
Grę kupicie w sklepie www.planszomania.pl