Monster City

„Monster City” to polska edycja gry Quietville Michaela Schachta, wydanej po raz pierwszy w 2006 r. Dzięki wydawnictwu Nasza Księgarnia i umiejętnościom ilustratorskim Mariusza Gandzela,  pierwsza polska edycja błyszczy na tle pierwowzoru. Jeśli nie słyszeliście jeszcze o tej grze, której premiera miała miejsce kilka dni temu, to zapraszam do zapoznania się z jej opisem. To tytuł lekki, z szybką i wciągającą rozgrywką, do którego z przyjemnością się powraca. Przeznaczony jest dla starszych dzieci, młodzieży, rodzin i graczy ceniący drobne i odprężające gry.

W grze wcielamy się w budowniczych metropolii, których praca jest syzyfowa. Ledwo co wzniesione budynki przyciągają różne gigantyczne potwory, a te dokonują dzieła zniszczenia. Trzeba więc tak budować i tak kierować potwory, by ta praca, mimo wszystko, przyniosła graczom korzyści. Wynika z tego, że ideą przyświecającą grze jest po prostu „buduj i niszcz”.

Monster City to gra karciana, przeznaczona dla 3-5 graczy, od 8. roku życia. Najważniejszymi dla rozgrywki są karty potworów, budynków, wydarzeń. Są też karty stop, punktowania, żetony banknotów, notes punktacji i ołówek. Wszystkie zilustrowane w sposób ciekawy, estetyczny, z dobrze zaznaczonymi elementami potrzebnymi podczas zabawy. Szczególnie cieszą karty potworów, z postaciami znanymi z popkultury i bardzo dynamicznie przedstawionymi. Możecie mi troszkę pozazdrościć plakatów właśnie z takimi potworami. Zastosowano też ułatwienia dla osób mających problem z rozróżnianiem kolorów.

W zasadach gry znajdują się dwie propozycje rozgrywek: podstawowa i z kartami wydarzeń. Obie świetne, rozgrywamy je więc zamiennie, zgodnie z chwilową potrzebą. Wspólne pole gry tworzą 5 odsłoniętych kart projektów (budynki) i 5 kart potworów. Obok nich znajdują się stosy, z których uzupełnia się wspomniane karty, w chwili, gdy wszystkie odsłonięte karty danego rodzaju zostaną zabrane przez graczy. Boli tak rzadkie uzupełnianie puli.

Każdy gracz rozpoczyna grę z 1 tekturowym banknotem, 2 startowymi kartami budynków i kartą stop. Tury rozgrywane są przez graczy kolejno, a dana runda kończy się w chwili, gdy na stosie kart budynków pojawi się karta punktowania, a gracze zabiorą z wspólnego pola gry wszystkie karty budynków. Takich rund jest w sumie 4 i po zakończeniu każdej gracze podejmują decyzję za co chcą otrzymać punkty. To naprawdę świetne mechaniczne rozwiązanie. Można zdobyć punkty za: najniższe lub najwyższe budynki, za wszystkie posiadane budynki lub budynki w 1 wybranym kolorze. Co więcej, daną punktację wybiera się tylko raz na całą grę i oznacza się to w dołączonym do gry notesie. Wygrywa osoba z największą liczbą punktów.

Punkty zależą od tego co się wybuduje i co się zniszczy czyli od decyzji gracza i działań pozostałych budowniczych. W swojej turze gracz wykonuje 1 akcję z 3 dostępnych:

  • Wzniesienie budynku – gracz bierze kartę budynku ze środka stołu i dokłada do swoich budynków, leżących przed nim na stole. Opłata to 1 banknot, przy ich braku musi wykonać inną dostępną akcję.
  • Atak potwora – gracz wybiera 1 kartę z dostępnych potworów i niszczy budynki w swoim mieście, zgodnie z opisem wziętej karty. Bez względu na liczbę zniszczonych budynków (karty odkłada się na wspólny stos kart odrzuconych), gracz otrzymuje 1 banknot. Nie można wykonać tej akcji jeśli gracz ma 2 banknoty. Ikony zniszczeń wskazują kolor i liczbę budynków, np.: wszystkie posiadane w 1 kolorze, pojedyncze w określonych kolorach, budynki o określonej wartości, budynki w dowolnym kolorze.
  • Stop – to akcja jednorazowa, trzeba więc ją wykorzystać w najlepszym momencie. Dzięki niej gracz nie wykonuje żadnych akcji w swojej turze. W moim odczuciu, jest to bardzo ważna akcja, ratująca w bardzo trudnym momencie.

Jak widzicie, akcji jest tu niewiele. Jest trochę losowości, ale przede wszystkim są wybory gracza i zależność od działań podjętych przez inne osoby. Bywa, że gracz kalkulując przepływ kart ze stołu, zostanie uwikłany przez współgraczy w taką sytuację, że 1 kartą potwora zniszczy prawie cały swój dorobek. O tak, można mieć z e r o punktów na koniec danej rundy. Można też uzyskać bardzo dużą różnicę w punktacji końcowej.

Dla urozmaicenia gry, można do niej wprowadzić karty wydarzeń. Podczas przygotowania gry, każdy gracz otrzymuje takie 2 losowe karty zamiast karty stop. W trakcie gry zdobywa się je za zniszczenie co najmniej 2 budynków podczas ataku potwora. W swojej turze gracz zagrywa taką kartę w ramach 1 akcji (zastępuje jednorazową akcję z kartą stop). Może, ale nie musi wykonać przypisaną do niej akcję pozwalającą na: otrzymanie 1 banknotu, odrzucenie 1 karty potwora lub budynku z puli ogólnej, zastąpienie wszystkich dostępnych kart potworów nowymi, zamianę 1 karty budynku ze swojego pola gry z pulą ogólną, zmianę kolejności grania. Taka dodatkowa akcja pozwala nie tylko bardziej kombinować na swoją korzyść, ale również wprowadza niezłe zamieszanie na polu gry. Gracze do swoich szybkich przeliczeń o opłacalności wzięcia jakiejś karty z pola gry, muszą dodatkowo wziąć pod uwagę niespodziewane zmiany dokonane kartami wydarzeń, zagranymi przez współgraczy. Kto, kiedy i co zagra jest nie do przewidzenia. Wprowadza to dodatkowe emocje do gry.

Monster City to gra, która bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Mechanika gry jest prosta, a zasady tłumaczą ją w sposób czytelny, również dzięki dobrze dobranym, opisanym i zilustrowanym przykładom. Choć gracz ma do dyspozycji 2-3 akcje i przez całą grę robi cały czas to samo, to w tym „buduj i niszcz” jest ukryte tyle emocji, że gra przykuwa do stołu i zachęca do kolejnych rozgrywek. Przez całą rozgrywkę gracze bacznie analizują karty obecne w puli ogólnej i w swoich miastach pod kątem co zebrać i kiedy, by straty były jak najmniejsze. Tu nie myśli się o zyskach, tylko o przetrwaniu. Po pierwszej rundzie, gracz jeszcze odczuwa spokój, bo może dopasować posiadane karty miasta do dowolnej punktacji. Przypominam z zasad, że sam wybiera co przyniesie mu punkty w danej rundzie. Jednak każda kolejna runda, to coraz mniejsza możliwość wyboru rodzaju punktacji. Jest w tej grze poczucie coraz większej ciasnoty. I nie tylko z powodu punktacji na koniec każdej rundy. Mechanika wymusza na graczach określone akcje za pomocą banknotów. Nie masz ich to niszcz, masz to buduj. Jedyny moment poczucia całkowitej wolności wyboru, to posiadanie 1 banknotu. Nie ważne w jakim momencie gry się znajdujemy, cały czas jest konieczność podejmowania decyzji, w tym jaką kartę wziąć z pola gry: budynek trzeba dopasować raczej do możliwej punktacji, ale też trzeba patrzeć co będą niszczyć potwory, czasem trzeba podjąć decyzję o niszczeniu, by straty były jak najmniejsze, uwzględniając przy tym przepływ kart na polu gry. Niestety nie wszystko da się przeliczyć i przewidzieć, raz na grę zawsze można się uratować kartą stop z podstawowej wersji gry. Tylko raz, co boli okrutnie, ale też zmusza to pozostawienia jej w zasobach na czarną godzinę. Kolejnym elementem podnoszącym napięcie są ubywające karty z pola gry i zmuszanie graczy do wyboru tego, co pozostało. Szczęśliwy jest ten gracz, którego tura zaczyna się z pełnym pakietem kart. Tu jeszcze zwrócę uwagę, że karty budynków i potworów w dostępnej puli, nie są uzupełniane jednocześnie, co jest kolejnym elementem ograniczającym wybór. W tej grze jest również obecny czynnik losowy podczas dystrybucji kart. Dzięki niemu (i wyborom dokonywanym przez graczy) emocje w grze są zawsze. Losowość wpływa na wyniki, ale nie odczuwaliśmy przytłoczenia nią. Zresztą lekka gra musi ją mieć. Odnośnie wariantu z kartami wydarzeń – jest równie atrakcyjny jak wersja podstawowa, ale też wprowadza więcej radości dając graczom nowe możliwości. Nie myślcie, że zdobywa się je łatwo, bo stawiają też gracza przed koniecznością takiego doboru kart potworów, by niszczyły więcej niż 1 budynek. Ja raczej wolę zachować budynki niż je niszczyć, ale każdy gra jak mu pasuje.

Monster City jest świetną lekką grą, w której od początku czuje się presję i ciasnotę. To sprawia, że do gry chętnie się sięga. Polecam!

0 Udostępnień