Kieszonkowy detektyw – seria 1

Dla wielbicieli wszelkich zagadek detektywistycznych, gier dedukcyjnych i escape roomów, Lucky Duck Games poszerzyło swoją ofertę wydawniczą o 3 sprawy z serii „Pocket Detecive”. Ogromną zaletą polskiego wydania „Kieszonkowego detektywa” jest umieszczenie wszystkich tych spraw w 1 pudełku. Wydanie opatrzone numerem 1 daje nadzieję na kontynuację serii, ale wiadomo, że wszystko zależy od nas graczy – od tego jak się seria przyjmie i jaka będzie jej sprzedaż. Osobiście trzymam kciuki, bo całość bardzo przypadła mi do gustu.

Kieszonkowy detektyw to kooperacyjna gra detektywistyczna, w której jednocześnie może uczestniczyć 1-6 osób. Tradycyjnie trzeba zbierać poszlaki, zdobywać informacje, niekoniecznie w sposób legalny, łączyć wszystko w całość, by wytypować sprawcę i ewentualnie jego wspólników.

Wykonanie gry

Pudełko może nie zmieści się w kieszeni, ale wielkością wpasowuje się w format znany graczom z Kronik zbrodni – seria milenium. We wnętrzu gracz znajdzie plastikową wypraskę, z umieszczonymi w niej 3 taliami kart, dotyczącymi różnych spraw kryminalnych. Owszem, takie opakowanie jest powietrzonośne, niemniej, elegancko prezentuje się na regale czy w ręku w chwili odpakowania gry ofiarowanej w prezencie. Każda talia posiada kilka wierzchnich kart wprowadzających do historii i opisujących sposób grania. Po zapoznaniu się z nimi gracze przechodzą do przygotowania pola gry, czyli po prostu do rozdzielenia kart na stosy oznaczone literami. Kolejność kart w stosach nie ma znaczenia, bo są dodatkowo numerowane, ale łatwiej się wyszukuje właściwe, utrzymując porządek. Każdy stos kart ma charakterystyczną dla siebie grafikę, pokazującą miejsce akcji. Rysunki są ładne i estetyczne, podobnie jak cała oprawa graficzna rewersów, zawierających zwykle sporo tekstu.

Sprawy kryminalne

W serii 1 znajdują się 3 zagadki kryminalne: Morderstwo na uniwersytecie, Niebezpieczne związki oraz Wyścig z czasem. Choć są to osobne sprawy z różnymi bohaterami i miejscami akcji, mają ze sobą wspólny element – pewną firmę chemiczną. To sprawia wrażenie ciągłości historii i mocniej przykuwa uwagę gracza. Zaznaczę, że w 2 sprawach firma ta jest spoiwem, zaś w trzeciej akcja toczy się właśnie na jej terenie. Warto więc, dla podniesienia napięcia i pobudzenia wyobraźni, rozwiązywać sprawy kolejno.

Nie chcąc zdradzać wam treści, nakreślę tylko poruszane sprawy. W Morderstwie na uniwersytecie gracze wcielają się w policję, która bada sprawę morderstwa wykładowcy uniwersyteckiego i jednocześnie pracownika firmy chemicznej. W sprawę uwikłane jest kilka osób, trzeba więc przejrzeć ich akta, zbadać poszlaki, zebrać zeznania i wytypować sprawcę. Podczas prowadzenia śledztwa na jaw wyjdzie wiele spraw i okaże się, że motywów zbrodni mogło być kilka. Trzeba też będzie się przemieszczać między komisariatem, uniwersytetem, miejscami zamieszkania podejrzanych i firmą chemiczną. Które ślady poprowadzą do właściwych sprawców?

Niebezpieczne związki to historia widziana oczami młodego dziennikarza, który przypadkowo znalazł się w centrum wydarzeń. Z jednego z okien hotelu wypada mężczyzna, tracąc przy tym, a może i wcześniej, życie. Prowadząc śledztwo na swoją rękę i narażając się przy tym miejscowej policji, gracze poznają różne osoby i powiązania między nimi, prowadzą rozmowy i zbierają dowody, dowiadując się kłopotach w jakie popadł denat. Nie raz trzeba będzie wykorzystać drobne łapówki, a nawet przeprowadzać brawurowe akcje, by zdobyć wartościowy materiał. I oczywiście, pojawia się tu, choć epizodycznie, znana z pierwszej części firma chemiczna. Jak się okazuje, to nie takie oczywiste, kto był sprawcą, jakie miał motywy i czy działał sam.

W Wyścigu z czasem gracz ma do wyboru jaką postacią chce prowadzić śledztwo. Czy będzie to policjant, dziennikarz czy inżynier ma spore znaczenie dla fabuły. Z bohaterem spotkamy się w centrum wydarzeń, na terenie firmy chemicznej, gdzie odkrywa podłożoną bombę. Dodatkowym kłopotem jest odcięcie miejscowości od świata w wyniku szalejącego huraganu. Na zawodowców i władze nie ma co liczyć. Zadaniem graczy jest uratowanie pracowników, a nawet mieszkańców miasteczka i ochrona lokalnego środowiska. Czy uda się rozroić bombę na czas, znaleźć osobę, która ją podłożyła i poznać jej motywy?

Mechanika gry

Rynek gier detektywistycznych jest dość spory i nie należy spodziewać niczego odkrywczego. Te wszystkie mechaniki są do siebie bardzo podobne. W Kieszonkowym detektywie podoba mi się nieliniowość prowadzonego śledztwa. Gracz ma do wyboru wiele ścieżek, żadna też nie prowadzi w ślepy zaułek i zawsze jest coś do odkrycia. W Morderstwie na uniwersytecie na kartach wprowadzono ikony upływającego czasu i napięcia. Za te pierwsze traci się 1 PZ, kolejne dają -10 PZ. Gracze również otrzymują określone punkty za całkowite lub częściowe rozwiązanie sprawy. Na końcu gry porównuje  się uzyskany wynik z tabelą, która wskaże jacy z graczy detektywi. W Niebezpiecznych związkach również pojawiają się ikony czasu (-1 PZ), które odejmuje się od uzyskanego końcowego wyniku, za rozwiązanie sprawy. Traci się również punkty za każdą błędna wersję wydarzeń, a nawet za trafienie do aresztu. Ikony czasu są używane również w trakcie gry – za określoną ich liczbę można wykonać wskazane działania. Pojawiające się ikony z odznaką szeryfa, wymuszają na graczach odsłanianie kart policji. Te zaś są kłodami rzucanymi pod nogi dziennikarza, blokując mu dostęp do niektórych kart, a nawet wsadzając go do aresztu. Ostatnia część serii, Wyścig z czasem, nie stosuje już ikon czasu. W zamian, niektóre karty nakazują odkrycie wierzchniej karty z określonego stosu, wzmagając napięcie, a nawet nakazują odrzucenie określonych kart. Ciekawym elementem jest również dostęp do niektórych kart, zależenie od wybranej roli. Tu podpowiem, że najłatwiej jest grać inżynierem – pracownikiem mającym dostęp do wielu miejsc i osób z terenu firmy chemicznej. Efekt walki z czasem i podłożoną bombą jest na końcu szczegółowo opisany w lokalnej prasie. Nie ma więc szczegółowych pytań, a tym samym końcowej punktacji, trzeba tylko uratować miasto i wskazać sprawcę.

Podsumowanie

Kieszonkowy detektyw to gra kooperacyjna. Jeśli przy stole jest kilka osób, to wstępna instrukcja opisuje sposób przekazywania kart i podejmowania decyzji. Odbywa się to po prostu turowo, a aktywny gracz, po przeczytaniu karty na głos, może konsultować z pozostałymi osobami swoje działania. Osobiście wolę tego typu gry rozgrywać solo lub w duecie.

W moim odczuciu fabuła każdej ze spraw jest ciekawa. Wciąga od samego początku, jest pełna wydarzeń i nasycona konkretami, właściwie bez zbędnych pobocznych wątków. Treść i drobne grafiki uruchamiają wyobraźnię. To prawie jak czytanie książki. Mając możliwość wyboru tropów, jest wrażenie uczestnictwa w prawdziwym śledztwie. Sprawy nie są szczególnie trudne i w sumie dobrze, bo mogę tę grę polecić każdemu, nawet osobom nie czującym się zbyt pewnie w roli detektywów. Fabuła jednak nie prowadzi za rączkę i nie daje oczywistych rozwiązań. Grając na punkty, nie jest wskazane sprawdzanie wszystkich wątków, a istotna jest dedukcja i szybkie prowadzenie śledztwa. Oczywiście możne też grać nie patrząc na punktację. Wtedy gra staje się jakby dość treściwym kryminałem, o którego przebiegu, czasie pojawiania się osób i wydarzeń, decyduje sam gracz. Przy grze na punkty bywa, że finał jest zaskoczeniem, daje mniejszą lub większą satysfakcję, natomiast poznając wszystkie wątki rozwiązanie jest oczywiste. Co kto lubi. Grając na punkty i nie poznając wszystkich wątków, gracz chętnie za jakiś czas wróci do tej gry, chcąc poznać więcej elementów historii a nawet poprawić swój wynik. W drugim przypadku – to na pewno gra jednorazowa. Chociaż…jak wracam po długim okresie czasu do jakiegoś escape roomu/gry detektywistycznej, to okazuje się, że niewiele pamiętam i znów dobrze się bawię. Myślę, że będziecie zadowoleni z rozgrywek.

P.S. Sprawdziła też pewną substancję chemiczną, wspomnianą w grze. Jest taka i ma nawet właściwie opisane działanie. Także, szacunek dla autora za konkrety.

 

0 Udostępnień