Alfabet gracza: Marcin Krupiński

Alfabet to zbiór liter ułożonych w określonej kolejności. Posłużył mi on do zadania, w sposób niekonwencjonalny, kilku pytań Marcinowi Krupińskiemu, znanemu w pewnych kręgach jako wujek doradca. W tym odcinku pojawia się kilka nowych haseł i jeden „mYstrz”, zaś całość tworzy opowieść o grach planszowych i życiu. W tekście pojawia się również imię podobne do mojego, ale to nie o mnie mowa. Oto alfabet gracza.

Abstrakcja – coś czego nie lubię w grach planszowych, a dokładniej totalnego oderwania mechaniki od tematu. Lubię kiedy to co mogę zrobić w grze układa mi się tematycznie w głowie i nie muszę pamiętać, że mogę zrobić w tym miejscu akcje x i y, bo tak to zostało wymyślone. Same gry abstrakcyjne lubię – w Go grałem na długo zanim poznałem nowoczesne planszówki.
Bitwa – negatywna interakcja w grach mi (już) nie przeszkadza, ale prawdziwie wojenne gry jakoś mnie nie ciągną. Podobnie jak miniaturkowe bitewniaki, chociaż o oba tematy ocieram się od czasu do czasu.
Czas – chyba nie będę oryginalny pisząc, że to jest coś czego mam za mało (patrz: Hobby). Szukam też ciągle dobrego pomysłu na wykorzystanie listwy czasu w grze.
Duma – uczucie każdego rodzica kiedy jego dziecko zrobi coś nowego / fajnego. Klara przedwczoraj narysowała rakietę :) Zawsze też leci z okrzykiem „taaaaaaaaaak” jak się pytam czy mi pomoże wyjmować elementy z wypraski, na meeple mówi „miś”, a jedną z ulubionych zabawek jest łamigłówka „Rush Hour”. Jestem dumny z rosnącego mi planszomaniaka.
Estetyka – często wydawcy w pogoni za „zrobieniem wrażenia” na graczach, zapominają o estetyce i funkcjonalności swoich gier. Wolę ascetyczną oprawę, która jest przejrzysta à la Dominant Species niż naćkaną, kolorową planszę z mnóstwem niewyraźnych symboli à la Olympos. Michael Menzel jest moim zdaniem mistrzem w robieniu bogatych graficznie gier, które są bardzo estetyczne i funkcjonalne.
Fillery – słowo, którego nie lubię, bo wzbudza pejoratywne skojarzenia – „Jeżeli coś jest fillerem to nie jest tak naprawdę pełnoprawną grą”. A to, że coś trwa stosunkowo krótko nie znaczy, że jest gorsze od trzygodzinnego planszowego potwora. Patrz moje Top 5 – są w niej dwie gry, które trwają nie dłużej niż 30 minut.
Gadżety – jak każdy(?) facet jestem gadżeciarzem, a moja Aga cierpliwie to znosi i czasami uzmysławia, że nie muszę posiadać kolejnego odtwarza mp3 ;). Ostatnio moim największym gadżetem jest telefon z systemem Windows Phone 7.
Hobby – w odróżnieniu od czasu, mam wrażenie że mam za dużo hobby. Oczywiście planszówki (zarówno granie jak i testowanie, i tworzenie), programowanie, Lego, książki i filmy, kręcenie video recenzji. Kiedy na to wszystko znaleźć czas?
Instrukcja – ich pisanie to ciężki kawałek chleba. Ale uwielbiam je czytać. Początki w tłumaczeniu gier planszowych szły mi topornie ale podobno teraz robię to całkiem nieźle.
Język – pierwsze skojarzenie mam z programowaniem, a zawodowo i hobbystycznie programuję w języku C# . W połączeniu z ostatnim gadżetem (patrz: Gadżety) i innymi ulubionymi zajęciami (patrz: Hobby) powoduje, że wieczorami piszę konwersję jednej planszówki na telefon komórkowy (ale o tym mam nadzieję napiszę więcej już wkrótce). Co oczywiście przyczynia się do natłoku obowiązków i braku czasu (patrz: Czas)
Karty – kojarzą mi się z Tysiącem granym z rodzicami, a ostatnio też z Tichu. Gry karciane z drugiej strony to chyba mój ulubiony „gatunek” gier. Zarządzanie ręką, draft – to jedne z moich ulubionych mechanik.
Losowość – kiedyś unikałem jak mogłem, teraz lubię i kości mi nie są straszne.
Magnum – oczywiście Sal :). Gra, na którą nie mogłem patrzeć przez ostatni rok – przesyt po targach w Essen. Moja autorska kopia ciągle stoi niegrana na półce. Ale ostatnio chodzi mi to coraz częściej po głowie.
News – po nieodżałowanym odejściu Tycjana z GF, spadło na moją głowę wyszukiwanie i pisanie o nowinkach w planszowym świecie. I obiecałem, że będę mu o tym przypominał przez długi czas ;).
Obowiązek – czasami granie staje się obowiązkiem. Kiedy bierze się grę do recenzji trzeba w nią zagrać parę razy aby poznać ją z każdej strony. Czasami ten obowiązek jest przyjemnością, czasami udręką. Ale prawie zawsze znajdzie się inna gra, która krzyczy z półki „wybierz mnie, wybierz mnie” (bo jest nowa, albo dawno nie grana). Ech, te obowiązki recenzenta ;).
Plansza – obojętnie jaka będzie (może jej nawet nie być) – byleby się mieściła na stole. A że stół mam całkiem spory to nie straszny mi nawet Railroad Tycoon na 6 osób.
Rarytasy – mam na półce jeden planszówkowy rarytas – Acquire w wydaniu z 1999 roku.
Szafa – dodatkowa gra dla planszomaniaka. Jak poustawiać pudła aby zmieściło się jeszcze jedno. Ostatnio jednak pojawiło się parę dziur na półkach – przeniosłem gry dla dzieci do pokoju Klary :).
Top 5 – Na szczycie króluje od lat Go i chociaż nie gram regularnie to pierwsze miejsce jest zarezerwowane właśnie dla tej gry. Stałe miejsce w moim Top 5 / 10 mają jeszcze tylko dwie gry: Race for the Galaxy i Through the Ages. Ostatnio do tej listy dołączyły 7 Cudów Świata i Alien Frontiers. Pozostałe miejsca obsadzane są najczęściej nowościami i bardzo szybko się zmieniają.
Unikanie – unikam gier, których nie lubię, ale jestem w stanie spróbować każdego tytułu przynajmniej raz, o ile będą fajni współgracze i/lub zabawa.
Współgracze – najważniejsza część spotkania przy planszy. Jak towarzystwo jest dobre to usiądę nawet do Luny.
Yoda – Pisania uczył mnie chyba Yoda, bo często w swoich recenzjach stosuję „styl yodo-przestawny”. Ale czytelnicy tego raczej nie zauważą, bo wszystkie moje teksty poprawia mi Aga :). Dzięki kotek :*
Zabawa – nigdy nie martwiłem się o zwycięstwo. Lubię po prostu grać. Czerpię z tego przyjemność i się dobrze bawię. To co potrafi mi zepsuć zabawę to bardzo poważne podchodzenie do gry – nie mam nic przeciwko móżdżeniu, ale zdarzały się sytuacje gdzie widać było jak na dłoni, że ktoś będzie szedł do zwycięstwa po trupach. Zabawę psuje mi też jojczenie od początku gry na grę, zanim się ją skończy, albo narzekanie „jak to mi słabo idzie/ gra jest nie fair/gra jest niezbalansowana”, itp. Dlatego przy moim stole pozwalamy na cofanie (jeżeli jest możliwe), rozmowy, śmianie się, a sam słyszę często w swoim kierunku: „wujek dobra rada”. Aha – im bardziej mam stresujący dzień w pracy, im więcej wypiję kawy i im bardziej byłem zmęczony przed grą – tym głupsze pomysły wpadają mi do głowy, żeby rozśmieszyć towarzystwo przy stole – po prostu przy grach planszowych odreagowuję :). Wszystko powyższe nie zachodzi gdy gram w Go – wtedy pojawia się zupełnie inny Yosz przy stole.

0 Udostępnień