Schotten-Totten – gratka dla 2 graczy
Kilka lat temu, nie było dnia bym kilka razy nie zagrała w Lost Cities Reinera Knizii. W dodatku z osobą, która dopiero poznawała mój sposób spędzania wolnego czasu. Otrzymawszy egzemplarz recenzencki kolejnej 2 osobowej gry tegoż autora, wiedziałam do kogo muszę się z nią udać. Przeczuwałam, że nowy hit zawitał do domu i powtórzą się czasy Zaginionych Miast.
Odsłona 1 – wygląd
Patrz, nowe wydawnictwo na rynku (Cube Factory of Ideas) i już szaleją. Wydadzą Schotten Totten po polsku! Cieszę się, bo grałam w nią wieki temu i podobała mi się. Ma trochę lat na karku, pierwsze wydanie było w 1999 r., zdobyła nawet 2 nagrody (2000 International Gamers Awards – General Strategy Two-players, oraz 2005 Fairplay À la carte Winner). Gdy tylko tytuł pojawił się w przedsprzedaży, ktoś skrytykował wygląd. Ludzie patrzą na ekran monitora, widzą 3 zaprezentowane karty i już wydają ocenę. Ach, ta wolność słowa! Odfoliowałam pudełko i wyciągnęłam karty. Świetne, humorystyczne i komiksowe rysunki szkockich górali. Zaś to co najważniejsze dla całej gry, czyli liczby i kolor ramki określający przynależność do klanu, jest widoczne. Dobrze się zaczyna. W grze używanych jest 6 klanów z kartami o wartościach od 1 do 9. Jedynie rysunki 9 kamieni granicznych, o które będzie w grze bitwa, nie podobają mi się. Niestety, co rozgrywkę muszę dzielnie znosić ich widok.
Odsłona 2 – rozgrywka z kartami klanów
Kto czyta, nie błądzi – dwukrotna lektura krótkiej i treściwej instrukcji wystarcza do pierwszej rozgrywki. Warto jednak zacząć od wariantu, w którym używa się tylko kart klanów. Pozwala to na nauczenie się zarządzania kartami, poznania wszelkich kombinacji i wypracowania strategii, choć bardzo głębokiej tu się nie znajdzie. Zresztą, tak kiedyś grałam. Pierwotna wersja nie miała kart akcji. Pojawiły się najpierw w troszkę zmodyfikowanej grze Battle Line, by z czasem na stałe zagościć w pudełku Schotten Totten. Celem gry jest zdobycie 3 kamieni znajdujących się obok siebie lub 5 dowolnych. To pierwsze jest zdecydowanie trudniejsze w realizacji, ale jak najbardziej możliwe. Drugie – łatwe do zrealizowania, ale trzeba być szybszym niż przeciwnik, bo walka o kamienie bywa dość wyrównana (choć zależy to od współgracza). Kamień można wygrać dzięki wyłożeniu silniejszego układu 3 kart. Najsilniejszym układem są 3 kolejne karty tego samego koloru, następnie 3 karty: o tych samych wartościach, tego samego koloru, o kolejnych numerach w różnych kolorach, najsłabszy zestaw to jakiekolwiek karty. W przypadku takich samych zestawów, porównuje się siłę, czyli sumuje wartości wskazane na kartach.
Jakie wrażenia? – pytam po pierwszej rozgrywce. Nie gadaj, tylko tasuj karty – usłyszałam w odpowiedzi.
Gracze dysponują 6 kartami, z których na zmianę wykładają po jednej i uzupełniają ze wspólnego stosu. Dobór kart jest bardzo losowy, ale mając na ręku 6 różnych kart i 5 typów układów do zrealizowania, da się sensownie grać. Losowość boli, gdy czekamy na tę 1 właściwą kartę ratującą robiony przez nas układ (gracz może mieć maksymalnie 3 karty przy danym kamieniu). Zawsze mówię, że lepiej działać, niż czekać. Tu trzeba więc kombinować z tym co się ma. Wynika z tego najważniejsza zasada – najpierw zaznacz swoją obecność przy kamieniach, potem dokładaj resztę. Jeśli akurat mamy w ręku pewny i mocny układ kart, można oczywiście w 3 turach zdobyć dany kamień. Lubię jednak trzymać gracza w niepewności, gdy widzę, że czeka na kartę, którą mam akurat w ręku (a on myśli, że jest na stosie). Miło jest blefować. Zauważyłam, że gracze zwykle zaczynają atakować mocnymi kartami środkowe kamienie, jeśli tak się dzieje, lepiej zająć kamienie z brzegu albo próbować odbić środkowe pozycje. Gra opiera się nie tylko na atakowaniu określonej pozycji, ale również przygotowaniu większego pola do walki – czyli na specyficznym rozkładzie kart, który uniemożliwia zdobycie przez przeciwnika 3 kamieni obok siebie. W grze trzeba cały czas obserwować wyłożone przez przeciwnika karty. Trzeba przeliczać liczby kart o danej wartości lub o danym kolorze, szacować możliwe układy na podstawie zawartości ręki i tego, co już leży na stole. Mniej więcej w połowie gry, gdy przy kamieniach jest już sporo kart, niewłaściwe dołożenie karty jest już mocno odczuwalne. Gra nie opiera się tylko na obserwacji, przeliczaniu i tworzeniu pokerowych układów kart. Smaczku tej grze dodają drobne szczegóły mechaniki – moment zdobycia kamienia, konsekwencje zbyt późnego dołożenia trzeciej karty, oraz możliwość zdobycia kamienia zanim przeciwnik wyłoży przy nim swoje karty. Odnośnie tego ostatniego elementu mechaniki – trzeba umieć udowodnić, że przeciwnik nie jest w stanie dołożyć zwycięskiego układu, w oparciu o analizę wyłożonych kart. Pojawiają się takie momenty, że gracz jest pewien swojej wygranej, patrząc na to co ma na ręku i co jest na stole, ale nie może tego udowodnić. Zdobycie kamienia przesuwa się w czasie, który przeciwnik może wykorzystać przeciw nam. W takich momentach napięcie wzrasta.
Odsłona 3 – rozgrywka z kartami akcji
A na co mi jakieś nowe karty, skoro tak się dobrze gra? Będzie inaczej – odpowiadam – nie tak matematycznie, nie tak pokerowo, ale ciekawie.
W podstawowej wersji gry wykorzystuje się również 10 kart akcji, zagrywanych tak samo jak karty klanów. Są ich 3 rodzaje. Wśród kart Morale, najsilniejszy jest dowódca, joker zastępujący każdą inną kartę, pozostałe 2 zastępują już określone wartości kart. Dwie karty Terenu sporo mieszają, utrudniają grę, potrafią gwałtownie odmienić losy kamienia. Karty Specjalne ingerują w karty na ręku, na stole po stronie naszej lub przeciwnika. Niektórymi z nich można zadać przeciwnikowi spory cios. Generalnie, karty te ułatwiają rozgrywkę, wprowadzają negatywną interakcję i znacznie odmieniają losy rozgrywki. Gra staje się z nimi bardziej szaleńcza, bardziej nieprzewidywalna, ale też wprowadzają więcej emocji w grę kalkulacyjną. Dobieranie ich już na początku gry nie jest dobrym pomysłem, zajmują miejsce w ręku i przez długi czas nie ma z nimi co zrobić. Lepiej jest więc inwestować w karty klanów i w nie wierzyć, a nie w łut szczęścia, że zostanie dociągnięta dobra karta akcji . Karty są przydatne, ale nierównej mocy i tylko to w tej grze mi się nie podoba.
Podsumowanie
Schotten Totten to szybka gra karciana, z mechaniką o wiele ciekawszą niż ta w Zaginionych Miastach. Daje więcej możliwości dzięki sporej przestrzeni gry, kilku rodzajom układów kart klanów, wielu wyborom odnośnie miejsca dokładania kart. Rozgrywkę można prowadzić na 2 sposoby – czysto kalkulacyjnie lub bardziej nieprzewidywalnie, czyli z kartami akcji. Emocji jest sporo i trzeba się koncentrować przez całą rozgrywkę. W Schotten Totten można zagrać praktycznie z każdym, czemu sprzyjają proste reguły, czas gry i satysfakcja po rozgrywce. Gra wciąga i nigdy nie kończy się na jednej partyjce. W moim odczuciu jest świetna w swojej prostocie, choć wiem, że jeśli ktoś nie lubi suchego Knizii, prostych karcianek i gier, w których trzeba ciągle kalkulować – nie zagra w nią.