Halli Galli i SET – lekko i przyjemnie
Na swoim blogu o planszówkach Tycjan napisał: „Kiedyś, na początku mojej znajomości z planszówkami, na myśl o grach imprezowych od razu w mojej głowie rodziła się chęć do ucieczki. Teraz sam proponuję grę w „imprezówki”. Bo jak nie chcieć w nie grać, kiedy na końcu masz obolałą od śmiechu twarz i przeponę”. Jestem już na tym etapie, że doceniam ich walory i nie uciekam na ich widok. Z przyjemnością więc piszę tą recenzję – o Halli Galli i SET.
Obie te gry mają ze sobą wiele wspólnego. Są to dwie lekkie gry karciane, a właściwie gry imprezowe, w których liczy się spostrzegawczość i refleks. Obie, z racji recenzji, trafiały na mój stół w jednakowym czasie. I choć są inne, to sprawiały taką samą satysfakcję. Obie są znane od bardzo dawna i znakomicie przetrwały próbę czasu – wciąż cieszą się zainteresowaniem, nawet pojawiło się polskojęzyczne wydanie za sprawą wydawnictwa G3.
Czas śmiechu
Halli Galli została zaprojektowana w 1992 r. przez izraelskiego projektanta Haim Shafir’a. Gra może poszczycić się ponad 20 letnią obecnością na rynku, rodzimymi wydaniami w ponad 20 krajach, w tym w Polsce, 3 dodatkowymi wersjami: extreme, junior i xmas, oraz kilkoma nagrodami i nominacjami przede wszystkim w kategorii gier dla dzieci. Jednak nie jest tylko grą dla wspomnianej grupy. Przyciąga do stołu każdego i młodego, i starszego gracza, tych co z grami nie mają styczności, i tych, dla których gry są codziennością. Co ma w sobie tak przyciągającego? Przede wszystkim to, że mimo prostoty mechaniki i skąpej oprawy graficznej, wywołuje salwy śmiechu. Radość rośnie proporcjonalnie do liczby graczy – najmniejsza jest przy 2 graczach. Co wywołuje ten śmiech? Grupka ludzi zgromadzona przy stole, kolejno odsłania wierzchnią kartę ze stosu. Na karcie widnieją owoce. Mogą to być banany, limonki, truskawki lub śliwki, w liczbie 2-5. Odsłaniane karty tworzą apetyczną sałatkę owocową i nie dość, że ślinka cieknie, to jeszcze rośnie ciśnienie. Jeśli na stole pojawi się dokładnie 5 owoców tego samego rodzaju, wtedy trzeba jak najszybciej uderzyć ręką w dzwonek, taki jak w recepcji hotelu. Kto pierwszy, ten wygrywa wszystkie odsłonięte owoce. Kto gapa, ten pozbędzie się kart z ręki i wypada z gry. Gra toczy się do momentu, gdy pozostanie 2 graczy – dla nich są specjalne zasady zakończenia gry: do pierwszej pomyłki lub zdobycia odkrytego stosu kart. W grze potrzebne są refleks i spostrzegawczość, umiejętność liczenia do 5 (to jest ważne dla najmłodszych graczy). Spostrzegawczość dotyczy 2 sytuacji: nowo dołożona karta tworzy sumę 5 takich samych owoców lub zakrywa nadmiarową część owoców, co też może dać sumę 5. Im więcej osób przy stole, tym większa przestrzeń do ogarnięcia wzrokiem – dlatego najlepiej grało mi się w 4 osoby. Dla wszystkich największą atrakcję stanowiło uderzanie dzwonka, a przy okazji „przywalenie” komuś w dłoń. Takie akcje za każdym razem wywoływały gromki śmiech.
Czas uśmiechu
SET to gra karciana wydana po raz pierwszy w 1988 r. Została zaprojektowana przez Marsha J. Falco, autorkę kilku innych nagrodzonych tytułów m.in. Five Crowns, Quiddler, Xactika, SET CUBED. Sam SET od 1991 r. do 2010 zdobył 29 nagród w różnych kategoriach, dla nas chyba najważniejszą jest nagroda przyznana przez MENSA. Historia powstania SET’a sięga do roku 1974, kiedy to autorka badała na poziomie genów dziedziczenie epilepsji w populacji owczarków niemieckich. Chcąc znaleźć rozwiązanie, napisała informacje o każdym psie na osobnej kartce. Część informacji powtarzała się, więc przedstawiła je w postaci ikonograficznej – wprowadziła kilka symboli reprezentujących różne kombinacje genów. Wtedy narodził się pomysł na grę. Dopiero 14 lat później wydano grę pod nazwą SET.
SET jest bardzo ciekawą grą, która mimo prostoty zasad, wymaga nie tylko spostrzegawczości, ale i myślenia. Na 81 kartach naniesiono 3 rodzaje figur geometrycznych, w 3 trzech kolorach, z 3 rodzajami wypełnienia i w różnej liczbie od 1 do 3. Celem jest znalezienie wśród 12 odsłoniętych kart, tworzących pole 3×4, odpowiedniego zestawu 3 kart. Karty te muszą tworzyć tzw. SET czyli zestaw spełniający kryteria:
- wszystkie figury muszą mieć ten sam kształt lub różny;
- wszystkie figury muszą mieć ten sam kolor lub różny;
- wszystkie figury muszą mieć to samo wypełnienie lub różne;
- liczba elementów na kartach ma być taka sama lub różna.
Jeśli choć 1 element nie jest zgodny, wtedy układ nie tworzy SETa. Najprościej w analizie używać 3 prostych odpowiedzi odnośnie kryteriów – SET łączy się z odpowiedziami tak/nie, natomiast brak SETa jest wtedy, gdy choć jedna z odpowiedzi brzmi „ani taki, ani taki”. Przykładowy SET pokazany jest na poniższym rysunku: liczba elementów jest różna, kolor jest różny, kształt jest różny i wypełnienie jest różne.
To przykład jednego z prostszych SETów. Odnajdywanie nie jest proste, ponieważ karty leżą w przypadkowej kolejności i analiza 12 kart zajmuje trochę czasu. Pierwsza rozgrywka jest trochę frustrująca ze względu na brak doświadczenia. Każda kolejna rozgrywka jest już pełna pozytywnych emocji, a mózg pracuje na pełnych obrotach. Nie ma tu wybuchów śmiechu, ale grze towarzyszy pełne zadowolenie i uśmiech, gdy komuś uda się znaleźć SETa szybciej od innych. W końcu każdy chce wygrać. Prócz zwykłych reguł, można wykorzystać z 6 dodatkowych wariantów, dostępnych na oficjalnej stronie gry. W SET może grać nawet 20 osób, ja uważam, że na domowe warunki najlepszy jest skład 1-4 osób. Te 20 osób może stanowić choćby szkolną klasę – tak, SET jest świetnym narzędziem na lekcje matematyki. Przy pomocy kart nie tylko gra się w SETa, ale można tworzyć magiczne kwadraty, dla których nawet przedstawiono matematyczny dowód, można też wprowadzić teorię zbiorów, poćwiczyć kombinatorykę. Odnośnie tego ostatniego, ciekawostką jest, że karty można rozstawić na około 7×1013 sposobów, istnieje 1080 unikalnych SETów, istnieje tylko 20 kart ułożonych obok siebie, które nie tworzą SETa; jeśli zbierze się 26 SETów to pozostałe ostatnie 3 karty tworzą również SET itd.
Na koniec pozostaje odpowiedzieć na pytanie, czy gry spodobają się każdemu? Wszystko zależy od gustów, ale choć raz w życiu zagrać trzeba.
Tekst pierwotnie opublikowałam w serwisie www.gamesfanatic.pl