Kolorowy zawrót głowy

Kolejną grą wydawnictwa Egmont z serii „dobra gra w dobrej cenie” jest Kolorowy zawrót głowy Filipa Miłuńskiego. Moje pierwsze spotkanie z grą przywołało mi na myśl Qwirkle i nastawiłam się na… jej ulepszoną wersję. Jednak z nastawianiem się różnie bywa i nawet sprawia to trochę kłopotu.

W grze występuje 36 kafelków z 6 różnymi symbolami, w 6 kolorach. Choć sama grafika nie urzeka, to jakość wydania jest naprawdę dobra. Jedyny mankament wydawniczy to zastosowanie tonalnego wypełnienia symboli – w sztuczny oświetleniu często myliły się elementy czerwone i pomarańczowe, szczególnie w kształcie spirali i płatka śniegu. Momentami trzeba było naprawdę wytężać wzrok.

Celem gry jest zdobycie jak największej liczby punktów. Dostaje się je za ułożenie rzędu złożonego albo z 3 takich samych kształtów, albo 3 takich samych kolorów. Rzędy tworzy się nie tylko w pionie i poziomie, ale też na ukos, co jest bardzo dobrym elementem mechaniki. Bywa, choć rzadko, że dokładając 1 element zdobywa się 2 punkty za jednoczesne zamknięcie 2 rzędów. Do zamkniętych rzędów nie można dołożyć kolejnych elementów zgodnych co do kształtu bądź koloru. Można za to dokładać każdy inny. Dla ludzi (dzieci i dorosłych) znających Qwirkle ta zasada sprawiła trochę kłopotu – ciężko się przestawić na technikę dokładania czegokolwiek, gdziekolwiek. Poza tym, w regułach nie jest napisane, że kafelki dokłada się w sposób dowolny do już leżących na stole czyli, że nie trzeba zachować zasady podobieństwa. O tym wspominają jedynie przykładowe rysunki, wśród moich testerów często pobieżnie analizowane.

Dokładanie kafelków w dowolne miejsca skutkuje tym, że sama gra nie zajmuje dużo miejsca na stole, jest łatwa do rozgrywania, wymaga bacznego obserwowania już ułożonych elementów, wręcz wyławiania spójnych elementów, co zajmuje trochę czasu. Możliwość wyłożenia w swojej turze 1 kafelka nie sprzyja żadnej strategii, bo sytuacja na stole zmienia się bardzo szybko i często po prostu pozwalamy przeciwnikowi zdobyć punkt, albo sami czekamy na zagranie przeciwnika. Odniosłam wrażenie, że zdobywanie punktów to sprawa czysto losowa, choć nie dobieramy losowo kafelków jak w Qwirkle – gracz ma do wyboru 1 kafelek z 3, oraz uzupełnia „rękę” najczęściej z banku kafelków (zawsze są 3 widoczne). Te świadome wybory kafelków to jednak trochę za mało na świetną grę. Można też grać tak, by blokować pomysły przeciwników właśnie dokładając niespójny kafelek.

W moim odczuciu gra jest poprawna, ale nie porywająca (subiektywnie oczko mniej w punktacji). Znacznie różni się od Qwirkle i nie można ich porównywać, miałam jednak taką malutką nadzieję na lepsza mechanikę qwirklopodobną. Cóż jednak znaczy moje zdanie przeciw zdaniu kilku innych osób – te, które nie znają gier planszowych były zachwycone, dzieci 5-10 lat również, zespoły wnuki-dziadkowie jeszcze bardziej. Muszę sobie więc powiedzieć „Scheherazade, przestań marudzić”. Gra jest przyjemna, choć nie wymagająca. To dobra gra w dobrej cenie, tylko trzeba ją przedstawić w odpowiedniej grupie docelowej.

0 Udostępnień