Owocowy wyścig

W serii Dobra gra, w dobrej cenie Egmontu pojawiły się w tym roku 3 nowości. Pierwszą, w którą zagrałam był Owocowy wyścig Filipa Miłuńskiego. Co ciekawe, pierwsza rozgrywka była rozegrana już po 10 minutach od rozpakowania paczki z grami do recenzji!

Zasady okazały się być bardzo dobrze napisane, krótkie, do zapamiętania już po pierwszym czytaniu, bez żadnych zawiłości wymagających dużego skupienia. Łatwość rozgrywki wynikała również z podobieństwa do gry Hej, to moja ryba (wyd. Granna), którą znamy i lubimy.

Gra toczy się na planszy w kształcie trójkąta, którą trzeba ułożyć z losowo dobranych 45 sześciokątnych płytek. Gwarantuje to dużą regrywalność. Każdorazowe układanie planszy nie każdemu się może podobać, ale na pocieszenie powiem, że układa się szybko i można trochę manipulować wzajemnym położeniem płytek. Na heksach znajduje się 5 gatunków owoców, w różnej liczbie: 5, 10 lub 15. Do każdego owocu przypisana jest wartość liczbowa 1÷5 (po 9 owoców z każdą wartością), określająca liczbę pól, o jaką w swojej turze zostanie przesunięty znacznik gracza. Kształt sześciokąta zwiększa liczbę dróg jakie może wybrać gracz, co jest bardzo ważne w tej grze.

Celem gry jest zdobycie jak największej liczby owoców danego rodzaju. Na początku gry, gracze kolejno kładą swój znacznik (żeton z koszyczkiem) na dowolnym polu na planszy. W swojej turze gracz przesuwa znacznik o taką liczbę pól, jaką wskazuje heks, na którym znajdował się na początku tury. Gracz sam wybiera kierunek i kolejne heksy, przez które będzie się przemieszczał (nie wolno 2 razy przechodzić przez ten sam heks, ani zakończyć ruchu na zajętym polu). Kombinacji jest tu bardzo dużo. Po wykonaniu ruchu gracz zdobywa płytkę, z której startował. Już od połowy rozgrywki pojawiają się takie sytuacje, w których gracz nie może zdobyć płytki: gdy wszystkie pola, na których zakończyłby ruch są zajęte, oraz gdyby spowodował rozdzielenie planszy. W takiej sytuacji gracz musi obrócić swój znacznik na stronę z pustym koszykiem. Zdobycie owocu w kolejne turze pozwala na ponowne odwrócenie znacznika na stronę z pełnym koszyczkiem. Gdy wszystkie koszyczki na planszy będą puste, następuje końcowe podliczenie punktów.

Punktacja to kolejny ciekawy element tej gry. Najpierw gracze porównują między sobą zbiory danego gatunku owocu i 2 osoby z największą wartością zachowują je, pozostali gracze odrzucają do pudełka. Każda zdobyta płytka przynosi po 1 punkcie. Taki rodzaj punktacji wymusza na graczach planowanie ruchów, by zdobyć odpowiednie gatunki, a także wymusza wzajemne podkradanie sobie owoców z planszy. Sposób gry zależy oczywiście od umiejętności. Najmłodszym graczom 6-7 letnim trzeba sporo podpowiadać, im starsi, tym lepiej planują i więcej kombinują. Najmłodsi gracze często przyjmują taktykę gry na żywioł – zbierają cokolwiek i czasem udaje im się w ten sposób wygrać. Gra bardzo dobrze skaluje się na 2-4 osób, jedyne różnice są w liczbie możliwych do osiągnięcia punktów i sposobie punktacji w grze 2 osobowej. Najmłodszych członków rodziny, nie potrafiących jeszcze grać, można z powodzeniem zaangażować w segregowanie owoców podczas końcowej punktacji i są tak samo zadowoleni, jakby wygrali partyjkę.

Owocowy wyścig to lekka, rodzinna gra logiczna. Dynamiczna i wciągająca. Bardzo podoba mi się w niej sposób poruszania się po planszy, zasada ciągłości terytorialnej i sposób punktacji. Z ogromną przyjemnością zasiadałam do rozgrywek z dziećmi i dorosłymi, a co najważniejsze wszyscy odchodzili od stołu bardzo zadowoleni. Kolorowo, solidnie, grywalnie, satysfakcjonująco. Jako wielbiciel gier logicznych stwierdzam, że w tym małym pudełeczku dostałam naprawdę dobrą grę, w dobrej cenie.

Liczba graczy: 2-4

Wiek graczy: 6+

Czas gry: 20 minut

 

0 Udostępnień