Julka prezentuje: Papua
Grzegorz Rejchtman to szwedzki projektant gier, polskiego pochodzenia, którego bardzo cenię za moją ukochaną serię gier Ubongo. W Polsce wydawnictwo Egmont wydało już: Ubongo, Ubongo 3D, Ubongo Extreme, Ubongo – gra karciana, ale też imprezową grę Dopasowani. Sam autor ma w dorobku ponad 40 gier, z czego większość to różne wersje Ubongo. W mojej kolekcji pojawiła się również jego najnowsza gra Papua. Już po kilku rozgrywkach uznałam, że to świetny tytuł i z chęcią o nim napiszę na tym blogu.
Piszę pełna pozytywnych emocji, pewnie to mało obiektywne, ale co mi tam. Moje odczucia są najważniejsze, bo to ja rozkładam grę na stole i ja gram. Wierzę, że w wielu domach rodzice z dziećmi będą tak samo dobrze odbierać tę grę. Choć jak mama mówi, trzeba mieć umiar i żeby się nie znudzić grą, to trzeba grać też w inne, a nie eksploatować na maksa, a potem rzucić w kąt. Na razie gram bez umiaru…
Wykonanie
Pudełko jest duże, a grafika na nim bardzo mi się podoba. Szczególnie ta wielka ryba, wypukła i błyszcząca. W środku jest też dobrze zaprojektowana wypraska, trzymająca wszystko w idealnym porządku. Najważniejszym elementem gry są 32 dwustronne plansze z zadaniami i żetony mostów dla każdego gracza. Plansze podzielone są na pola wyznaczające miejsce na żetony mostów. Zawierają 4 pomosty startowe, po 2 przy każdym krótszym boku, oraz wyspy i pole wulkanu na stronie B. Plansze różnią się między sobą rozmieszczeniem wysp, wulkanów, a także oznaczeniami wysp przy pomocy symboli zwierząt. Żetony mostów zajmują obszar od 1 do 4 pól, same żetony są proste, natomiast znajdujące się na nich mosty biegną prosto, lub na końcu zakręcają. Na gracza przypada 13 takich żetonów.
Pozostałe elementy to dodatki: pionki, plansza punktacji, żetony wulkanów, punktów bonusowych, spinner do wariantu dla młodszych graczy i kość. Wszystko jest bardzo ładne, kolorowe, a tektura gruba. Raczej wytrzyma długie lata, jak moje Ubongo. Jedyną nowością była kość, mamy podobne w domu, ale inaczej są na nich ułożone liczby i przy pierwszym rzucie zawiesiłam się na odczytaniu wyniku.
Zasady
Celem gry jest jak najszybsze połączenie wysp przy pomocy mostów. Gra trwa 8 rund, a w każdej można zdobyć maksymalnie 4 punkty za każde zadanie oraz dodatkowe punkty z żetonów bonusowych za szybkość wykonania.
Każdy gracz otrzymuje zestaw 13 żetonów mostów w swoim kolorze i w każdej rundzie po 1 planszy. 1 gracz rzuca kością – wynik rzutu oznacza pomost, od którego gracze będą budowali trasę łączącą wyspy. Po rzucie wszyscy jednocześnie układają na planszach żetony mostów. Kto pierwszy połączy 4 wyspy z pomostem krzyczy „Papua”, co oznacza koniec rundy. Po każdej rundzie jest punktacja: za każdą prawidłowo połączoną wyspę z pomostem gracz dostaje 1 punkt, zaś gracz, który jako pierwszy zakończył rundę i prawidłowo połączył wyspy dostaje losowy żeton bonusowy i układa zakryty przed sobą. Te żetony to nie tylko dodatkowe punkty, ale również znaczniki liczby rund. Taki znacznik może zostać odrzucony, jeśli pierwszy gracz nie połączył prawidłowo 4 wysp. Dodatkowo, ten gracz traci 1 z wcześniej zdobytych żetonów. Punkty oznacza się przy pomocy pionków na planszy punktacji.
W wariancie dla młodszych dzieci używa się spinnera. Przed każdą rundą dziecko rozkręca strzałkę. Wskaże ona symbol zwierzęcia, który gracze szukają na swoich planszach i tam umieszczają żeton wulkanu. Oznacza to, że wyspa zostaje wykluczona z gry.
Wrażenia
Zasady gry są bardzo proste, podobnie jak zasady układania mostów na planszach. Chcąc zdobyć punkty trzeba połączyć odpowiedni pomost z wyspami. Połączenie musi tworzyć jedną ciągłą trasę bez rozgałęzień. Bo mosty nie mają skrzyżowań. Na wyspach korzysta się z wyznaczonych dróg i nie można zasłonić mostem innego fragmentu wyspy. Prosto mówiąc – mosty mają być układane tylko na polach niebieskich. Żetony mają różne długości i też różne ułożenie mostów na ich końcach. Znalezienie właściwego ich połączenia to jedno z wyzwań tej gry. Czasem da się szybko wymyślić trasę, a czasem nawet bez presji czasu idzie to wolno.
W Ubongo wiele razy bawiłam się solo w zapełnianie plansz żetonami lub klockami. W grze Papua zrobiłam to również, żeby lepiej się przygotować do rozgrywek z dorosłymi. I przy takiej zabawie oraz losowym doborze plansz gra wydała mi się prosta względem Ubongo. Wystarczyła jednak pierwsza runda z różnymi osobami na stronie B, by zmienić zdanie o poziomie trudności tej gry. Najwięcej emocji i zabawy związane jest właśnie z obecnością graczy i presją czasu. Wszyscy się spieszą i łączenie wysp takie proste już nie jest. Raz trafi się plansza i pomost startowy łatwe do ułożenia, ale innym razem trzeba już pogłówkować. No i ktoś wyprzedza innych o kilka sekund, albo i nawet kilka wysp. Zdarza się więc zdobyć tylko 1 punkt. Najłatwiejsza jest wersja z 3 wyspami, w tę nie gram, bo nie jest dla mnie żadnym wyzwaniem. Nadaje się jednak do rozgrywek młodszych dzieci ode mnie ze starszymi graczami. Dzieci grają na 3 wyspy, a reszta na 4. Natomiast ja najbardziej lubię wersję gry na stronie B. Tam pojawia się pole wulkanu, na które nie można położyć mostu. Gimnastyka to dla mózgu wyśmienita. Nie ujmuję nic stronie A, też w nią gram, bo raz trafi się szybkie rozwiązanie, a innym znów razem mózg mój ogarnia niemoc.
Gra bardzo ładnie wygląda na stole, rozgrywka jest bardzo przyjemna i angażująca, oraz satysfakcjonująca. Papua znalazła swoje miejsce u mnie w domu i z przyjemnością polecam ją każdej grającej rodzinie, z dziećmi i dziadkami, grającej w dwie czy więcej osób.
Grę wydało wydawnictwo:
Korektę tekstu zrobiła mama.