Nie blefuj!
You can get much farther with a kind word and a gun than you can with a kind word alone. [Al Capone]
W tym półświatku liczy się tylko zimna krew i przebiegłość. Bez tego zginiesz. Każde wejście do speluny, słabo oświetlonej jakąś pojedynczą lampą, siwej od dymu cygar i papierosów, to niesamowity zastrzyk adrenaliny. Nie możesz okazać strachu. Wystarczy, że zaczniesz się pocić i już jesteś przegrany, choć po co innego tu przyszedłeś. Wiesz, wszyscy się pocą w obecności Luigi Lombardo. Jego nie da się oszukać. Wyczuje cię, choćbyś nie wiem jak był wyćwiczony w mowie ciała. On po prostu ma niezawodną intuicję. I niezawodne spluwy.
Nie blefuj! to gra z 1997 r. w całkowicie odświeżonej szacie graficznej. Patrząc na oryginał nie wydałabym ani jednego eurocenta na jej zakup. Zaś polska wersja pod względem wykonania jest bardzo zachęcająca. Grafika jest klimatyczna – mafia, walizki pełne pieniędzy, pistolety. Obiecuje napięcie. Pod względem mechanicznym jest to gra blefu. Zasady są świetnie napisane, poparte czytelnymi przykładami. Do tego wydawca dołożył duży schemat rozgrywki w postaci algorytmu. To ukłon w stronę nowych graczy, bo to przede wszystkim do nich jest skierowany ten tytuł. Zasady tłumaczy się w 3 minuty.
W grze wcielamy się w 1 z 6 mafiosów (ha! jest też kobieta), który próbuje pomyślnie załatwić swoje szemrane interesy, czyli zdobyć 25 mln. dolarów. Każdy gracz rozpoczyna grę z 13 mln. $ (o różnych nominałach) i 2 pustymi walizkami. W trakcie gry dochodzi kolejne 11 mln. $, dociąganych w określonych momentach z puli ogólnej. Podczas swojej tury gracz próbuje blefować po to, by powiększyć swój majątek. Kasę próbuje zdobyć od określonego rzutem kością mafiosa, oferując mu dowolną liczbę walizek, z dowolną kwotą i/lub z pociętymi gazetami. Zagrywane karty są zakryte. Wyzwany na pojedynek nerwów mafioso może przyjąć karty bez podglądania (i nie ujawniania ich treści pozostałym graczom) lub sprawdzić blef przeciwnika. Tu dochodzi bardzo losowy moment gry, który wywołał mieszane uczucia wśród moich obytych z grami współgraczy. Baczna obserwacja mowy ciała blefującego to połowa sukcesu, reszta zależy tylko od rzutu kolejną kością. Jeśli:
- liczba na kości jest mniejsza od wartości gotówki to pieniądze wracają do właściciela, są one powiększone o taką samą kwotę wypłaconą przez osobę wyzwaną;
- liczba na kości jest równa wartości dolarów w walizkach oznacza to, że zwycięzcą jest gracz wyzwany, on więc zabiera walizki;
- liczba jest wyższa niż sugerowana kwota to gracz blefujący dokłada kolejną kartę z walizką, w tym przypadku zaczyna się ta sama procedura: zabranie w ciemno lub sprawdzenie połączone z rzutem kością.
Blefujący musi rozważyć: jakie wyłożyć karty i jaką zadeklarować kwotę – rzeczywistą, mniejszą czy większą. Odnośnie tej ostatniej deklaracji, nie opłaca się mówić kwoty wyższej niż 6 (na kostce są wartości 1-6), jeśli faktycznie jest większa, bo przeciwnik nie podejmowałby ryzyka sprawdzania. Każdą deklarację warto rozważyć pod kątem opłacalności, choć na żywioł też można grać. Sprawdzanie bywa bardzo kosztowne, ale jest emocjonujące, więc gracze często podejmują ryzyko, mimo losowego rzutu kością. Gra jest bardzo nieprzewidywalna, również z powodu braku możliwości szacowania majątku przeciwników. Wielkość posiadanej gotówki zmienia się błyskawicznie, w zależności od losu u jednych graczy częściej, dochodzą do tego kolejne karty dobrane z banku i brak jawności kart, gdy gracz nie sprawdza blefu przeciwnika. Taka mechanika bardzo spodobała się początkującym graczom.
Nie blefuj! to niezobowiązująca, lekka, prosta, emocjonująca gra, choć mocno naznaczona losowością. Trzeba pamiętać, że w grach blefu im więcej graczy, tym ciekawsza rozgrywka. Niestety przy 2 i 3 osobach nie znalazłam takich emocji jak w większym składzie, brak napięcia, zbyt szybkie zakończenie, wręcz nuda. Jednak już od 4 graczy zaczyna się prawdziwa zabawa i co ważne bez eliminacji przeciwników. Nowicjuszom, rodzinom i średnio zaawansowanym graczom polecam jako emocjonujący filler.
Grę przekazał wydawca: