Nigdy w życiu!

Nigdy w życiu! z wydawnictwa Nasza Księgarnia to był hit ostatniego spotkania w gronie przyjaciół. Małe, zgrabne pudełko zmieściło się w torebce i ubarwiło spotkanie w pizzerii. A z racji, że znamy się jak łyse konie, a przynajmniej tak myśleliśmy do początku rozgrywki, gra została przyjęta z dużym zainteresowaniem. Tak, to gra, która sprawdza się tylko w gronie rodzinnym lub dobrych znajomych, wśród ludzi, o których co nieco już wiemy.

Zanim upieczono pizzę

Każdy z graczy otrzymał 4 karty odpowiedzi o wartościach 0-3,  odpowiadające określeniom: nigdy w życiu, raczej nie, raczej tak, tak. Do tego kartę obstawiania wyniku i 2 znaczniki w wybranym kolorze. Na stole wylądował tor punktacji, na którym każdy położył 1 swój znacznik. Talia kart z pytaniami znalazła swoje miejsce między rozłożonymi już talerzami na środku stołu. Zasady wyjaśniłam w 2  minuty.

Najpierw dociągnęłam ze stosu kartę. Na niej były 4 pytania, z których wybrałam jedno i przeczytałam na głos: „Czy chciałbyś pójść na festiwal disco polo?”. Każdy gracz wybrał 1 kartę odpowiedzi ze swojej ręki i umieścił zakrytą przed sobą na stole. Następnie dłońmi zasłoniliśmy nasze karty obstawiania wyniku i umieściliśmy swoje znaczniki na liczbie, która według nas miała wskazać sumę wartości zasłoniętych kart wybranych przez graczy. Teraz nadszedł czas na sprawdzenie naszej wiedzy o współgraczach. Każdy odsłonił swoją kartę odpowiedzi. Jak to? Wielbiciele rocka chcieli iść na festiwal disco polo! Chcieli popląsać do muzyki Sławomira! Ktoś krzyknął, że to w końcu rocko-polo. Okazało się, że nikt nie wytypował poprawnej odpowiedzi, a tylko 1 osoba była najbliżej sumy, więc otrzymała punkt zwycięstwa.

Pizza na stole

Po pierwszej karcie rozpoczęła się uczta. Gra zajmowała tak mało miejsca, że elementy odrobinę poprzesuwaliśmy na bok, by nacieszyć się dobrociami z talerzy. Moi przyjaciele wiedzą, że albo gramy, albo jemy. Szkoda, by coś niepotrzebnie zabrudzić. Pizzeria wymusiła na nas inną zasadę – nie plujemy jedzeniem ze śmiechu w trakcie gry. I graliśmy dalej. I okazało się, że to co wydawało nam się u nas oczywiste, wcale takie nie było. Występ w programie „Rolnik szuka żony”, dredy na głowie, a może filmowanie własnych nocnych figli? Dobrze, że w pizzerii było na tyle głośno, że nikt nie zwracał na nas uwagi, na nasze wybuchy śmiechu, zabawne komentarze, docinki. Tak, to była najsmaczniejsza pizza świata, bo doprawiona śmiechem w świetnym towarzystwie. Co równie ważne, żadna karta przy tym nie ucierpiała.

Poznajmy się jeszcze raz

Nigdy w życiu! to bardzo ciekawa gra imprezowa, w którą można grać w 2-6 osób. I choć jest zalecana od 18 roku życia, to swobodnie można grać z dziećmi i z młodzieżą, wcześniej dobierając karty z odpowiednią treścią. Pytań przeznaczonych dla graczy 18+ jest niewiele i nie są aż tak zawstydzające, jak nam podpowiada wyobraźnia. Są raczej stonowane. Oryginalna nazwa tej gry „450 Things to Do in Your Life” (czyli 450 rzeczy do zrobienia w twoim życiu) bardzo dobrze podsumowuje pytania – są życiowe i za to bardzo cenię tę grę. Pytania zaczynają się od: czy mógłbyś, czy potrafiłbyś, czy chciałbyś, czy byłbyś w stanie. W sumie otrzymujemy 320 pytań dotyczących różnych spraw, ale co ważne, możliwych do zrealizowania. Podczas tej gry gracze mają możliwość wyrazić swoje pragnienia i potrzeby w bardzo ciekawy sposób – lekko, nienachalnie, z uśmiechem. Jeśli też rozważnie podejdzie się do samej gry i dokona się retrospekcji, to gracz będzie też mógł ocenić czy starczyłoby mu sił na realizację zamiarów. Ta gra jest ciekawym narzędziem do poznania siebie i swoich bliskich, do sprawdzenia czy wystarczająco się gracze znają między sobą, czy potrafią ocenić sytuację z karty przez pryzmat znanych poglądów i zachowań współgraczy. Mimo, że jest to gra imprezowa, to ma w sobie wartość psychologiczną i społeczną i pośrednio uczy też empatii. Wejść w czyjeś buty wcale nie jest tak łatwo, nawet jeśli się daną osobę zna już wiele lat.

Nigdy w życiu! jest grą lekką, ciekawą i wartościową. Prostota mechaniczna pozwala zagrać z każdym, a niewielka liczba elementów w każdym miejscu. Jednak z obcymi ta gra niespecjalnie działa. Przecież po wyglądzie nie da się ocenić preferencji współgracza, potrzebna jest choćby minimalna znajomość, by móc obstawiać wyniki z rozumem a nie losowo, by te 12 punktów zdobyć w przyzwoitym czasie rozgrywki za trafnie wytypowane sumy lub zbliżone wartości, ale nie ze względu na łut szczęścia. Mnie i moim przyjaciołom ta gra bardzo się spodobała. Mojej 10-latce i jej przyjaciółce również (po mojej selekcji pytań). I tak myślę, że to dobra gra na rozmowy z rodziną, o rodzinie, poznanie siebie w czasach, gdy więcej wiemy o Sławomirze niż o najbliższych.

Link BGG

 

0 Udostępnień