Stwory z Obory

Młoda spakowana na kilka dni urlopu z dala od domu. Z radością zacieram rączki, że oto nadszedł czas błogiej laby, a tu cwaniara macha mi przed nosem kartą Loteria dożynkowa – wygrałeś w wielkiej loterii dożynkowej, ciągniesz jedną kartę ekwipunku*. Podstawia mi pod nos pliczek i każe ciągnąć. No to wylosowałam, co mam na tym blogu opisać pod jej nieobecność. Nie pozostałam dłużna. Sięgnęłam do poradnika młodej matuli i żem tego, no Beboka wynalazła, jako przykaz wyjazdowy: Tedy powiedz dziecku – nie zjesz, to cię bebok zeżre! Tak oto zostawiła mnie z Bagiennikiem, Biesem, Szambiarką i innymi stworami. Ale zaraz, nic mi to, mam w końcu Gorzołę odwagi. Karta zadziałała doskonale, więc poczytacie o kolejnej fajnej grze do plecaka.

Stwory z Obory to karciana gra Tomasza Bolika, której pudełko spokojnie zmieści się w każdej torbie podróżnej. Rozłożona gra wymaga trochę miejsca, więc w upchanym pociągu czy na skrawku stołu nie pogracie, ale podłoga to już dobry pomysł. Czysta, bo szkoda kart. Z trzech powodów: bo zabawa jest przednia z tą karcianką i lepiej, by służyła długo, a nie stała się Esencją z capa; bo oczyska cieszą klimatyczne grafiki i nikt nie chciałby zeszpecić ich podejrzanymi dodatkami (inaczej mówiąc niech przykładowo Kupa pozostanie tylko kartą); no i lepiej zachować zasady higieny, by nie trzeba było się potem odkażać Piekielnym zielem (tłum. silnie odurzająca mieszanka ziół, fermentowana pod pachami leśnych trolli). Ta gra, to kawał dobrej roboty – macierzyna (daw. spadek po matce) to będzie zacna.

Z gustami się nie dyskutuje, ale w moim odczuciu, humor w klimatach wiejsko-fantastycznych wylewa się tu każdą szparką. Grafiki, nazwy kart, opisy działania, wstawki fabularne bardzo mnie rozweselają. Widać tu wielką wyobraźnię autora, doświadczonego erpegowca, snującego klimatyczne opowieści i człeka o dużym poczuciu humoru. Przyjmuję teraz na siebie rolę chwalca (daw. ten, kto chwali) – pozytywna energia z kart przelewa się na graczy, a przynajmniej mnie i córce żadna Kiszonka nie grozi, mimo, że karczmarz Karlson mawiał „Zakisić można w zasadzie wszystko”.

Celem gry jest zdobycie 7 punktów zwycięstwa za ubijanie potworów, albo też podkładanie świń i drobne kradzieże przejmowanie majątku w imieniu prawa. Jest to więc gra, w której wszystko zdarzyć się może, nawet wizyta u Znachora. To opcja dla rozpaczliwie poszukujących pieniędzy – za kilka narządów, czyli punkt zdrowia, można dostać 4 miedziaki. Każdy gracz wciela się w jakąś postać, wybraną spośród 10. Każda z nich ma unikalną zdolność, dającą profity na początku gry lub w jej trakcie. Jedyny minus – mało tu babeczek.

W swoje turze gracz wykonuje 2-3 akcje: może kupić karty Ekwipunku (alternatywnie), dobiera kartę z wierzchu talii Wioski, odkrywa kartę z talii Gościńca lub w zamian dociąga kolejną kartę Wioski. To świadczy o prostocie mechanicznej. Wystarczy jednak przytoczyć treść karty Przepocone kalesony: „Jeśli Twoje kalesony stoją, a jeszcze ich nie ubrałeś, wiedz, że coś się dzieje”, by zrozumieć, że atrakcyjność gry opiera się na tym, co można zrobić z posiadanymi kartami.

I tak, karty Ekwipunku to różne bronie o mocy +1 do walki oraz jednorazowe eliksiry. Każdy bohater może mieć tylko 2 bronie i 1 eliksir, w końcu to tylko skromni obywatele w barchanowych gatkach, a nie żadne supermeny. Karty Wioski trafiają do ręki gracza i wedle jego woli na stół. Są ich 2 rodzaje:

  • karty premii, którymi wzmacnia się swoją postać lub potwora, zgodnie z kolorem;
  • karty specjalne (żółte i czarne) zagrywane tylko na potwora, wpływające na zasady i efekty walki.

Z kolei karty Gościńca zawierają:

  • wydarzenia, do których opisu należy się bezwzględnie zastosować, są one raczej korzystne dla gracza;
  • potwory o różnej sile, z którymi gracz może walczyć sam lub dać na nie zlecenie. Za pokonanie potwora gracz zdobywa określone nagrody w postaci punktów sławy i monet.

Stwory z Obory to niewątpliwie gra pełna negatywnej interakcji, podczas której nie widziałam żadnego znudzenia. Co prawda, przy stole były zawsze te same kamrackie pyski,  którym Kupa na patyku nie straszna (ponoć przeraża nawet demony!). Może nad innymi Wąpierze latają i kwaśnieją, ale my to już wypróbowana banda. Bawiliśmy się świetnie. Bo to nie tylko obrazki i literki nas rozweselały, ale przede wszystkim imprezowy charakter gry.

Impreza zaczyna się po dociągnięciu karty potwora. Gracz podejmuje decyzję co z nim zrobi. Decydując się na walkę będzie musiał zmierzyć się nie tylko z siłą potwora (korzystając z posiadanych kart walki i wyniku rzutu kością), ale również wybraną kartą spośród zagranych na potwora przez innych graczy. To właśnie czas na wszelkie chamskie zagrywki, świństwa i przekręty, gracze po prostu robią wszystko, by walczącemu nie dać wygrać. Zgodnie z myślą z karty Zatrute kolceWystarczy jeden w rzyci i kaplica”. Zaś gdy gracz uzna, że porcja grochu była za mała i żadna Bomba gazowa nie pomoże, to może dać zlecenie na potwora. Na pewno znajdzie się taki, co żądliwość (daw. żądza)  ma w sobie wielką i żartko (daw. prędko) maszkarą się zajmie. Abo (daw. albo) i nie. To też czas na słodką zemstę. Gracz może dołożyć do tego potwora 3 karty, mogą to być: karty premii, podstępne karty specjalne, przebrania czy świni.

Gra polecana jest od 13 roku życia, co wynika nie z trudności mechanicznej, a z tej właśnie negatywnej interakcji i rubasznych treści. To rodzic zadecyduje, czy gra nada się dla jego dzieciaków. Z córką bawimy się przy tej grze świetnie, choć jeśli miałabym spojrzeć na mechanikę okiem krytycznym, to powiem tyle, że na 2 osoby gra działa mechanicznie poprawnie (to taktyczny pojedynek), jednak rozwija skrzydła dopiero od 3 osób. Widać to po przepływie dostępnych kart ekwipunku, dokładanych kartach do potworów, przy podejmowaniu zleceń, podczas częstszego przerzutu kością swoją lub innego gracza. Śmierć postaci jest częstsza, z handelku ekwipunkiem zmarłego też się korzysta. Więcej się dzieje. Bardzo mi się w grze podoba możliwość drobnego panowania nad losowością. Sprawia to, że gracz wpisuję samą grę w kategorię tych, co każą kombinować, a nie tylko korzystać z okazji. No i karty są naprawdę przemyślane. Lekka to i zabawna gra.

*Kursywą oznaczono nazwy kart i ich opisy.

 

0 Udostępnień